Ostatni publiczny telefon dokonał żywota

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 17.02.2017 / Komentarze
Orange likwiduje telefoniczne budki

Pod koniec września ub. roku pisaliśmy, że firma Orange podjęła decyzję o likwidacji w Szczecinku (i nie tylko) budek telefonicznych.

Powód? Telefony stacjonarne przegrały konkurencję z komórkami. Oznaczało to, że jedyny publiczny telefon ogólnodostępny w Szczecinku, umiejscowiony w budce stojącej przy ul. Myśliwskiej w pobliżu byłego Kościoła Garnizonowego, niebawem odejdzie do historii.

Sprawa jest już zamknięta, przynajmniej w Szczecinku. Budka z automatem telefonicznym właśnie zniknęła z ul. Myśliwskiej.

Jak powiedziała "Miastu z Wizją" Maria Piechocka z biura prasowego Orange, z kilkunastu działających jeszcze w 2015 r. takich aparatów w Szczecinku, od 1 stycznia 2016 roku pozostały tylko trzy, w tym wspomniany jeden ogólnodostępny.

- Są zlokalizowane w szpitalu na oddziale dziecięcym, w Zakładzie Karnym przy ul. Bohaterów Warszawy oraz przy ul. Myśliwskiej 12 obok byłego Kościoła Garnizonowego. Na dworcu PKP aparaty publiczne zlikwidowaliśmy ze względu na wysokie opłaty za najem terenu - ujawniła nam M. Piechocka.

Powód takich działań wymusił prosty rachunek ekonomiczny. Według operatora, publiczne aparaty telefoniczne mają coraz mniej klientów. Po prostu w erze szeroko rozwiniętej i taniej telefonii komórkowej, telefony samoinkasujące odchodzą w niebyt.

Orange Polska podnosi też problem ponoszenia kosztów utrzymywania aparatów publicznych twierdząc, że obecnie żaden operator nie ma obowiązku utrzymywania takich automatów, ponieważ o tym decyduje rynek.

Warto dodać, że pierwsze automaty pojawiły się na ulicach Szczecinka na początku lat 60. Pozwalały tylko na rozmowy lokalne i płaciło się monetą o nominale 1 zł. Później można było dzwonić z budek również zamiejscowo i za granicę. Telefony funkcjonowały, zarabiały na siebie, ale w latach 2007-2008, wraz z gwałtownym rozwojem sieci komórkowych, stopniowo znikały z naszych ulic.

Na zdjęciu: Jeszcze niedawno był, teraz go już nie ma

Tekst i foto: Sławomir Włodarczyk