Co się komu roi w głowie

  • Blogi
  • Felietony
Miasto z Wizją / 08.06.2020 / Komentarze
Obrazek użytkownika Miasto z Wizją
Felieton mecenasa Mirosława Wacławskiego

Dzisiejszy felieton zmuszony jestem zacząć od wulgaryzmu. Nie wynika to z mojego nastawienia do kreowanej nam przez władze rzeczywistości, ale spowodowane jest tematem o którym piszę.

Niedawno rozmawiając ze zwolennikiem dzisiejszej władzy, na moje pytanie, co powoduje że tę władzę popiera usłyszałem odpowiedź „ jest wprawdzie ch….wo, ale spokojnie”. To słowo „spokojnie” jest kluczem dzisiejszej retoryki rządzących.

Tłumaczenie jest takie. Jeżeli rząd i prezydent jest z jednej opcji, to wszystko idzie spokojnie i bezproblemowo. Tym samym jeżeli przegra obecny prezydent najbliższe wybory, to nastąpi całkowite rozregulowanie mechanizmów władzy.

Otóż tak nie jest.

Odwoływanie się do monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, gdzie każdy z jej członków patrzy drugiemu na ręce i go w pewien sposób kontroluje, to już klasyka i szkoda strzępienia języka na tłumaczenie tego modelu sprawowania władzy. Trzeba zwrócić uwagę na to, co leży u podłoża takiego sposobu tłumaczenia przez rządzących, konieczności jednolitości organów państwa. Dlaczego ma powstać spór na linii prezydent - rząd - sejm? Dlaczego rację w przypadku powstania sporu ma mieć rząd czy sejm, a nie prezydent?

Jeżeli wszystkie instytucje będą postępowały zgodnie z prawem, to sporu nie będzie. Jeżeli te instytucje będą działały w ramach prawa, to istnieje szereg zapisów w konstytucji, które umożliwiają sprawne działanie państwa.

Na początku 2016 r. R. Petru zadał z trybuny sejmowej rządzącym pytanie, gdy forsowali zmianę w TK - do czego potrzebny jest wam TK, że tak pilnie chcecie go zmienić? Wtedy najśmielszym sceptykom nie śniło się, że będzie można tak łamać konstytucję, jak to ma miejsce obecnie. Jeżeli więc wszyscy będą działać zgodnie z prawem, to spory które mogą powstać będzie można przy pomocy istniejących mechanizmów prawnie rozwiązać.

Nigdzie nie jest zapisane, że prezydent musi się wywodzić z tej samej partii co większość sejmowa. Tak było, gdy prezydenta wybierał parlament. Potem prezydentem był A. Kwaśniewski a rządził AWS, L. Kaczyński a rządziła PO, czy przez kilka miesięcy A. Duda a rządziła PO. Były problemy, ale je rozwiązywano. Różnica jest taka, że wtedy rządzący nie demolowali państwa, a prezydent miał własne zdanie.

Dzisiaj dla rządzących jest potrzebny prezydent spolegliwy, który będzie posłuszny poleceniom płynącym z Nowogrodzkiej. Tak więc „spokojnie” będzie wtedy, gdy w Pałacu Prezydenckim będzie człowiek, który podda się rygorom Prezesa PiS albo wtedy, gdy rządzący zaczną przestrzegać reguł konstytucyjnych w rządzeniu krajem. Z ich wypowiedzi wynika jednak jasno, że w grę wchodzi tylko pierwsza opcja, czyli posłuszny prezydent.

Taka narracja to jawny dowód tego, że rządzący w żadnym przypadku nie zamierzają zmienić sposobu sprawowania władzy i nadal przewidują, że będzie się odbywała na granicy prawa czy też poprzez jego łamanie. Tymczasem wybór prezydenta wywodzącego się z innej opcji niż PiS, umożliwi i przywróci częściową kontrolę nad działaniami rządzących. Nie będą już mogli w imię własnych interesów wprowadzać rozwiązań wbrew prawu. Będzie ktoś, kto będzie miał możliwość w takim przypadku powstrzymać takie zachowania. Czy to będzie rozwiązanie gorsze dla naszego państwa, czy gorsze dla PiS?

A że nie będzie spokojnie? Teraz spokój to słowo ambiwalentne. Spokojnie przechodzą przecież przez senat te ustawy, które nie są sprzeczne z prawem. Spokojnie jest też na linii rząd - prezydent. Ale wśród Polaków już tak spokojnie nie jest i wcale być nie musi. Wielokrotnie wzajemne spory prowadziły do rozwoju, a spolegliwość do stagnacji czy nawet marazmu. Obecnie rządzący, których charakteryzuje wyjątkowa buta i arogancja, nie są przyzwyczajeni do tego, że ktoś może mieć odmienne zdanie. Przejawem takiej wyjątkowej bezczelności było ostatnie stwierdzenie R. Jakiego, że za wydrukowanie kart do głosowania powinna zapłacić PO bo to ona zmieniła kandydata, co skutkuje konieczność zmiany wszystkich nielegalnie przecież wydrukowanych kart.

PO zgodnie z prawem zgłasza nowego kandydata, a ten co łamiąc prawo wydrukował za wcześnie bez podstawy prawnej karty do głosowania mówi, że to nie on ma za swoje bezprawne działania ponosić odpowiedzialność. To tak jakbym w swoim mieszkaniu złapał złodzieja i poniósł odpowiedzialność za jego zatrzymanie, bo przecież zatrzymać może tylko policja, a złodzieja trzeba było z łupem puścić wolno.

Przeraża, co jeszcze może roić się w głowach rządzących.

Mirosław Wacławski

Foto: Igor Morski/Polityka