W oparach covidowego absurdu

  • Blogi
  • Felietony
Jerzy Hardie-Douglas / 05.10.2020 / Komentarze
Obrazek użytkownika Jerzy Hardie-Douglas
Felieton Posła na Sejm RP, członka Sejmowej Komisji Zdrowia Jerzego Hardie-Douglasa

19.00. Włączam Fakty TVN, no bo niby jaki inny dziennik miałbym włączyć? Potem „Fakty po faktach”. Oglądam, słucham. Kolejny dzień ten sam przekaz. Koronawirus, pandemia, hekatomba i zbliżająca się apokalipsa. Epatowanie ilością zakażonych, tzw. „drugą falą”, rosnącą liczbą zgonów. Pobity kolejny rekord. „Eksperci”, epidemiolodzy, politycy, przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia (tych trudno zakwalifikować do jakiejś grupy). Co kilka dni pan Minister Zdrowia niemający medycznego wykształcenia, i czasem delikatnie mówiąc, opowiadający o sprawach dotyczących zdrowia „od rzeczy”, ale zawsze w otoczeniu niemych współpracowników. Notabene, aby być uczciwym, poprzednik, lekarz, był jeszcze gorszy.

I tak sobie myślę. Jak długo jeszcze będzie trwała ta farsa? Ile czasu będziemy poruszali się w oparach absurdu? W szamotaninie nielogicznych nakazów i zakazów, które jak widać gołym okiem pojawiają się by udowodnić społeczeństwu, że rządzący panują nad sytuacją. 

Od pół roku, wbrew mainstreamowi, wbrew swoim kolegom z KO, a już na 100% wbrew narzucającym narrację w „walce z zabójczą pandemią” przedstawicielom władzy i mediów, nawołuję do zachowania spokoju. Przestrzegam przed pomysłami „zamrożenia” życia w kraju.

Nie jestem specjalistą od chorób zakaźnych, ale mam, z czego się wcale nie cieszę, już ponad czterdziestoletnie doświadczenie lekarskie. Jak sądzę mam też zdrowy rozsądek. Potrafię czytać, łączyć napływające ze świata doniesienia i wyciągać z podawanych informacji i liczb wnioski. I to doświadczenie, również umiejętność obserwowania tego jak i na co ludzie przez prawie pół wieku chorują, ośmiela mnie do zabrania po raz kolejny głosu.

Obecna epidemia choroby nazwanej Covid 19, choroby przypominającej sezonową grypę, jest jedną z epidemii nawiedzających świat co kilka lat. Jedne z nich są dość groźne, inne mniej. Obecna jest w środku stawki.

Wiele infekcji od lat powodują koronawirusy. I co jakiś czas natykamy się na ich zmutowaną odmianę, na którą przez rok czy dwa nie mamy szczepionki. Dlaczego więc tym razem, ta rozprzestrzeniająca się na cały świat infekcja, której „narodziny” miały miejsce (nie po raz pierwszy zresztą) w Chinach, wywołała taką histerię?

Dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi.  Być może oceniono błędnie śmiertelność wirusa i jego zdolność do rozprzestrzeniania się. Jednak był czas na korektę, która nie nastąpiła.

Obecny wirus jest średnio niebezpieczny. Jest rzeczywiście groźny, jednak dla tylko ograniczonej liczby ludzi! Dla osób starych mających inne, już same w sobie zagrażające życiu choroby współistniejące. Szczególnie groźny jest dla osób po 70 roku życia, z niewydolnością nerek, dializowanych, ale też dla mających poważne zaburzenia układu sercowo-naczyniowego, choroby układowe np. powikłaną cukrzycę, czy choroby nowotworowe. Oczywiście też dla poważnie chorych ludzi młodszych, bo przecież tacy też istnieją. Ta zagrożona część populacji to u nas około 3 mln Polaków. Te osoby wymagają szczególnej opieki. Próby niedopuszczenia do nich ludzi zakażonych. Testowania wszystkich osób, którzy się z nimi stykają. Odizolowania ludzi z grupy ryzyka od otoczenia, objęcia kwarantanną, stworzenia wokół nich rodzaju „kordonu sanitarnego”. Gdyby to zrobiono, nie byłoby pacjentów do leczenia w Oddziałach Zakaźnych i osób wymagających podłączania do respiratorów. Wbrew logice i posiadanej wiedzy nie postąpił tak żaden kraj. Najbardziej zbliżyli się do zdroworozsądkowego podejścia Szwedzi.

W tej przedziwnej sytuacji, w której większość krajów na świecie zareagowała absurdalną histerią i absurdalnymi decyzjami – Szwedzi od początku zachowali się racjonalnie. I byli w tym konsekwentni.

Już w marcu mówiłem publicznie, że tej infekcji (jak prawie każdej tak szybko się rozprzestrzeniającej), nie da się opanować.  Ponieważ wyprodukowanie szczepionki trwa minimum 1 rok a zwykle dłużej, trzeba dać ludziom możliwość uzyskania tzw. odporności stadnej. Pozwolić abyśmy się z chorobą zetknęli. Wcześniej czy później, każdy z nas nieuchronnie spotka na swojej drodze coronawirusa odpowiedzialnego za Covid 19. I dobrze. Nasz organizm zmierzy się z problemem, a nasz układ immunologiczny zostanie zmuszony (jak w przypadku podania szczepionki) do wytworzenia przeciwciał. I będziemy mieli problem z głowy. U jednych (np. 99% dzieci) infekcja przebiegnie bezobjawowo, u innych będzie przebiegała z objawami grypopochodnymi, a jeszcze u innych, z poczuciem ciężkiej choroby. Niektórzy z poza przewidywalnej grupy ryzyka, czyli spoza tych osób starych i niektórych młodszych, obciążonych innymi poważnymi chorobami, niestety umrą. Ale to tzw. kazuistyka, absolutnie pojedyncze przypadki, które zdarzają się przy każdej chorobie. Nie znamy do końca przyczyny tych nielicznych niespodziewanych zgonów z grupy osób, które powinny łagodnie przechorować Covid. Być może są wynikiem nadmiernej, gwałtownej odpowiedzi immunologicznej.

Czy robilibyśmy lockdown w przypadku nasilenia się przypadków dość popularnej anginy? Chyba nie. A w skali świata jakaś grupa chorujących na anginę ma potem np. zapalenie wsierdzia, wymaga przeszczepu serca, lub umiera. Z powodu powikłań po tzw. grypie sezonowej, z którą się oswoiliśmy, umiera wielokrotnie więcej osób niż na Covid 19. Pojedyncze przypadki śmierci opisywane są w przebiegu prawie każdej choroby zakaźnej. W przypadku świnki, różyczki, ospy wietrznej. Można umrzeć wyciskając drobny ropień na twarzy, szczególnie powyżej linii kąta ust. Ta wiedza do pewnego stopnia statystyczna, powinna być powszechna i determinować przede wszystkim zachowania rządów.

Tym razem coś nawaliło. Świat zwariował. Wpędzono kraje w recesją. Padają firmy, ludzie tracą pracę, tysiące z nich wpadły w depresją, popełniają samobójstwa. Pozwolono na zaprzestanie lub spowolnienie leczenia chorób prawdziwie groźnych, z powodu których rzeczywiście umierają miliony ludzi. I to wszystko w imię walki z wyolbrzymionym zagrożeniem.

Ilość osób zarażonych koronawirusem jest co najmniej 10 razy zaniżona. Mówią o tym liczne naukowe publikacje, np. powszechnie dostępne badania Uniwersytetu Kalifornijskiego, przeprowadzone na mieszkańcach hrabstwa Santa Clara. Jeśli przyjąć, że ilość zarażonych (którzy często o tym, że są zainfekowani nie wiedzą) jest 10 razy wyższa niż podawana oficjalnie na podstawie śmiesznie małej ilości przeprowadzanych testów, a to właśnie udowadnia przytoczone badanie, to ilość zgonów spada poniżej jednego procenta. Jest więc porównywalna ze śmiertelnością na coroczną grypę sezonową

Jest też już niezaprzeczalnym faktem, że mieszkańcy Europy środkowo-wschodniej i krajów skandynawskich przechorowują Covid 19 łagodniej. Być może ma to związek z mniej popularnymi w innych krajach szczepieniami przeciw gruźlicy. Od lat wiadomo, że szczepionka BCG pobudza układ immunologiczny. To oczywiście spekulacje, ale coś jest na rzeczy. Do czego zmierzam? Otóż krytykowana od wielu miesięcy przez różnych „znawców tematu” Szwecja, kraj który nie wprowadził restrykcji, który pozwolił aby jego mieszkańcy zakażali się koronawirusem, ma dziś znamienną liczbę zgonów z powodu Covid 19. Chcecie ją poznać? Wynosi zero.

Jerzy Hardie-Douglas

Foto: Pixabay