Zaczyna się majstrowanie przy wyborach
- Aktualności

Partia rządząca panicznie boi się rezultatów wyborów parlamentarnych 2023, a co za tym idzie wielce prawdopodobnej utraty władzy sprawowanej od 2015 roku. Tu i ówdzie na polskiej scenie politycznej pojawiają się pomysły jak zaradzić coraz bardziej możliwej przegranej. Właśnie dowiedzieliśmy się o nowej koncepcji. Sprawę opisał Dziennik Gazeta Prawna - lokalne wybory w Polsce mają się odbyć wiosną 2024 roku, a nie jesienią 2023 roku.
Dziennik donosi, że PiS rozważa przygotowanie stosownej ustawy. Przyczyny mają być dwie. W 2023 r. czekają nas jesienne wybory parlamentarne oraz samorządowe. To efekt wydłużenia kadencji lokalnych włodarzy z czterech do pięciu lat.
- Trudno będzie zorganizować wszystko w jednym czasie, ludzie mogą się w tym pogubić. Dlatego przygotujemy ustawę wydłużającą obecną kadencję samorządów, np. o pół roku - wyjaśnia polityk PiS w rozmowie z "DGP". Ma się tak stać, o ile nie dojdzie do wcześniejszych wyborów do parlamentu, bo wtedy problem rozwiąże się sam.
Odłożenie lokalnych elekcji o pół roku może się też politycznie opłacać. Zdaniem jednego z polityków opozycja mogłaby uzyskać w głosowaniach samorządowych dobre wyniki.
- I wtedy, gdybyśmy nie zmienili kolejności głosowań, z marszu wchodzi w wybory parlamentarne jako umowny zwycięzca, a my jako umowni przegrani. Nie chcielibyśmy tego - przyznaje.
Jednak wielu samorządowców poparłoby zmianę terminu. Przejęcie władzy wiosną ułatwiłoby bowiem przyszykowanie miejskich budżetów na następny rok.
- Na plany PiS przychylnie patrzy też Krajowe Biuro Wyborcze, bo w obecnym trybie przygotowania do obydwu wyborów toczyłyby się w dużym stopniu jednocześnie - pisze "DGP".
Tekst i foto: Sławomir Włodarczyk
Źródło: DGP/PAP