Mówiąc delikatnie „wynocha”

  • Felietony
MIrosław Wacławski / 29.10.2020 / Komentarze
Obrazek użytkownika MIrosław Wacławski
Felieton mecenasa Mirosława Wacławskiego

Wielość zdarzeń i tempo w jakim się one pojawiają powoduje, że to co jeszcze wczoraj wydawało się jak najbardziej aktualne, dzisiaj traci już na znaczeniu. Zatrzymanie R. Giertycha, rozszerzająca się pandemia, powołanie ruchu Trzaskowskiego, piątka dla zwierząt nagle tracą na ważności w świetle orzeczenia TK i protestu kobiet.

Wydaje się, że doszliśmy do ściany i pojawiła się ta kropla wody (a raczej beczka), która przepełniła panujące niezadowolenie.

Każdy protest ma swój symbol. Kiedyś to były np. oporniki, niedawno koszulki z napisem Konstytucja, tym razem to dwa wulgarne słowa, proponujące rządzącym jak najszybsze odejście i obrazujące stosunek protestujących do PiS. Z tego powodu na protestujących wylała się fala oburzenia ze strony zwolenników dzisiejszej władzy. Tymczasem nie postarały się te osoby chociażby o odrobinę refleksji, co jest powodem takich zachowań.

Na Białorusi przeciwnicy Łukaszenki krzyczą na ulicach „uchodi”. Nasi protestujący czynią to dobitniej, ale przesłanie jest takie samo.

Arogancja władzy posunęła się tak daleko, że pozostaje tylko jedno zawołanie.  Brak możliwości dyskusji, jednostronne narzucanie swojego zdania, nieliczenie się z odrębnymi poglądami i co najważniejsze lekceważenie tych co mają odmienne zdanie spowodowało to co słyszymy na ulicach.

Ci ludzie a przede wszystkim młodzież, to nie niewychowane, ordynarne osoby, ale sfrustrowani obywatele naszego kraju, którzy postanowili powiedzieć w sposób dobitny i jednoznaczny co myślą o rządzących. Oni w ten sposób nie tylko manifestują swoje poglądy, ale mówią, że czas na dyskusje się skończył, że jeżeli władza tak postępuje to jedyną odpowiedzią na  to co robi, jest to co słyszy.

Nie jest prawdą, że rządzący reprezentują większość w Polsce i mają prawo narzucać swoje zdanie. Jeżeli PiS wygrało wybory z 40% poparciem, to przy frekwencji 50% stanowi to naprawdę 20% poparcia całego społeczeństwa. Jeżeli zważy się jeszcze, że suma głosów oddanych na całą opozycję jest większa od głosów oddanych na PiS to oczywistym jest, że mówienie o większości przez rządzących jest pewną manipulacją.

Nikt rozsądny nie neguje tego, że PiS wygrało wybory. Ale mówienie, że taki wynik upoważnia do robienia w kraju rewolucji, to daleko idące nadużycie. Demokracja polega na tym, że rządzą ci co wygrali wybory, ale demokracja to nie prawo do bezwzględnego narzucania swojego zdania przy jednoczesnym łamaniu prawnych regulacji ograniczających władzę rządzących i poddających ją kontroli. Przestańmy już mówić o Polsce jako państwo prawa, bo stało się to pustym frazesem.

W czasach PRL-u ukuto pojęcie demokracji ludowej, która tak naprawdę nie miała nic wspólnego z demokracją, tak jak ekonomia polityczna socjalizmu z ekonomią. Dzisiaj mówienie, że jesteśmy państwem praworządnym, gdy na co dzień spotykamy się z przykładami łamania prawa, jest już jawną kpiną.

Nie twierdzę, że R. Giertych jest osobą bez skazy, bo nie znam akt sprawy, ale przesłuchiwanie osoby co, do której prokurator przesłuchujący w protokole przesłuchania zamieszcza adnotację, że przesłuchiwany śpi i uznanie, że zarzut został skutecznie przedstawiony, brzmi jak historia z nie tego świata.  Wprawdzie w średniowieczu miał miejsce tzw. trupi synod, gdy sądzono wykopane zwłoki papieża Formozusa i skazano je na śmierć, ale nigdy nie przypuszczałem, że dożyję czasów, gdy prokuratura będzie uznawała za wiążące przesłuchanie śpiącego. Nie żyjemy przecież w średniowieczu, chociaż postępowanie rządzących powoduje, że tak można myśleć.

Polska to nie jest państwo wyznaniowe. To, że uznawane są w kraju wartości chrześcijańskie nie powoduje, że wszyscy mają tych wartości przestrzegać. Buta rządzących i hierarchów kościelnych prowadzi tylko do tego co teraz dzieje się na ulicach. Ale jednocześnie buta ta i zadufanie powoduje, że nie potrafią oni z zachowań społecznych wyciągnąć prawidłowych wniosków. Historia uczy, że takie postępowania mogą prowadzić do tragedii, ale zawsze kończą się zmianą władzy. Tak było, np. w czerwcu 1956 r. czy w grudniu 1970r.

Mam nadzieję, że tym razem do tragedii nie dojdzie, ale mam też nadzieję, że zaczął się powolny a być może szybki rozkład tego co istniało przez ostatnie 5 lat.

Mirosław Wacławski

Fot. Roman Bosiacki / Agencja Gazeta