Szpital państwowy leczy, a prywatny… robi biznes

  • Blogi
  • Felietony
Paweł Szycko / 22.02.2017 / Komentarze
Obrazek użytkownika Paweł Szycko
Felieton Pawła Szycko

13 lutego uczestniczyłem w uroczystości zakończenia inwestycji polegających na przebudowie Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej, Szpitalnego Oddziału Ratunkowego oraz Oddziału Pediatrycznego. Odremontowane i przebudowane oddziały robią wrażenie. Myślę, że wszyscy przyjęli z radością fakt prowadzenia i zakończenia tych inwestycji. 

U mnie ta uroczystość wywołała mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo się cieszę, że udało się wykonać kolejny duży krok w poprawie infrastruktury leczniczej w naszym mieście. Z drugiej strony budzą się we mnie uczucia życzliwej zazdrości. Mam przed oczyma fragment prezentacji Radosława Niemca, prezesa szpitala dotyczący montażu finansowego inwestycji. Całkowita wartość jej II etapu (wykonanie sali operacyjnej na potrzeby Oddziału Urazowo-Ortopedycznego wraz z wyposażeniem oraz wyposażenie Oddziału Internistycznego i Urazowo-Ortopedycznego) wynosiła 5 760 447,15, w tym 2 295 648,00 zł pochodziło z dotacji celowej z budżetu państwa, 1 811 961,63 zł były środkami własnymi Powiatu, a 1 652 837,52 zł to pomoc finansowa miasta. III etap inwestycji (remont i rozbudowa SOR-u, OIOM-u i Oddziału Pediatrycznego) to koszt 6 601 409,08 zł, z czego 3 279 364,79 zł to dotacja celowa z budżetu państwa, 3 122 044,29 zł stanowiły środki własne Powiatu, a 200 000,00 zł to pomoc finansowa miasta.

Patrzę na to z uczuciem życzliwej zazdrości, ponieważ my, prywaciarze, o takim montażu finansowym inwestycji możemy sobie tylko pomarzyć. Prywatne inwestycje w infrastrukturę ochrony zdrowia na terenie szpitala szczecineckiego w minionych 10 latach szacuję na ok. 50 mln złotych. Jedynie rezonans magnetyczny otrzymał dofinansowanie z Unii Europejskiej w wysokości 2,5 mln złotych. Resztę inwestorzy musieli wyłożyć z własnej kieszeni, wziąć kredyt, podpisać - również osobiście - weksel. A na dodatek dzisiaj żyją w niepewności, czy dalej będą finansowani ze środków publicznych, czyli z NFZ-u. Nie jest to równe traktowanie podmiotów o różnych formach własności.

Niestety takie podejście prezentowane było przez wszystkie dotychczasowe ekipy rządowe (nie wyłączając ostatniej PO). Inaczej być nie może. Przecież placówki publiczne leczą, a prywaciarze robią biznes. Placówki publiczne i prywatne na tzw. terenie szpitala szczecineckiego znajdują się obok siebie, drzwi w drzwi.  Rzadko gdzie, jak w Szczecinku, pacjenci i ich rodziny mogą się przekonać, ile prawdy jest w tym, że szpital państwowy zorientowany jest na pacjenta i jego potrzeby, a prywatny na zysk.

W czasach socjalizmu prywaciarze również byli „wyautowani”.  Wówczas doktryna mówiła, że np. piekarnia musi być państwowa, bo jak będzie prywatna, to ludzi nie będzie stać na bułki. Niektórzy pamiętają - bułki były, ale czerstwe. W III Rzeczpospolitej ochrona zdrowia została „zreformowana", jako ostatnia gałąź gospodarki narodowej. I to zapewne spowodowało, że jest pogrobowcem PRL. Nie tylko w głowach polityków, do których należą bezpośrednie decyzje, ale głównie w świadomości większości obywateli, którzy polityków wybierają. Świadczą o tym badania socjologiczne, z których wynika z jednej strony pogłębiający się brak akceptacji społecznej dla takich rozwiązań, jak dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne czy zdefiniowany koszyk usług, a z drugiej zaś zwiększająca się akceptacja dla płacenia łapówek w publicznych podmiotach leczniczych.

Mam jeszcze jedną refleksję, również ponurą. 10 lat temu, kiedy zaczynała się inwestycja „prywaciarzy” w dawnej przychodni przy ulicy Kilińskiego, pewnego ranka spotkałem mieszkańca naszego miasta robiącego zdjęcia budynku, z którego wówczas wywoziliśmy tony gruzu. Przedstawiłem się i zapytałem, dlaczego robi te zdjęcia. Usłyszałem odpowiedź, że jest zatroskanym mieszkańcem - dziennikarzem internetowym i chce utrwalić na zdjęciach jak dobro publiczne jest rozkradane. Oceniam, że zachowanie tego dżentelmena jest reprezentatywne dla ok. 30-40 procent naszej społeczności. To dużo.

Jeśli zsumować nakłady inwestycyjne „prywaciarzy", szczecineckiego Szpitala, samorządów i dotacji centralnych w ostatnich 8 latach, to uzbierałaby się suma ok. 100 mln złotych. A to już jest suma, z którą można by było myśleć o budowie nowego szpitala.

Kiedy tak patrzę na to, co nazywa się budynkami szczecineckiego szpitala, po rozbudowie i remontach, widzę olbrzymią dysfunkcjonalność i koszmarek architektoniczny. Mamy „stary nowy szpital” za 100 mln złotych. Ale żeby mogło być inaczej, to musiałoby być dobre partnerstwo publiczno-prywatne. Niestety jest to niemożliwe w społeczności, gdzie tzw. kapitał społeczny jest na zerowym poziomie, a tacy jak wyżej zatroskani obywatele-dziennikarze internetowi stanowią dużą część naszego społeczeństwa.

Paweł Szycko