Szpital na zakręcie

  • Blogi
  • Felietony
Jakub Hardie-Douglas / 17.01.2020 / Komentarze
Obrazek użytkownika Jakub Hardie-Douglas
Felieton Jakuba Hardie-Douglasa, radnego Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego

Szpital - słowo odmieniane  ostatnio przez wszystkie przypadki. Niemal codziennie wywołuje lawinę komentarzy i sporych emocji. Fakt ten nie może jednak dziwić, zważywszy na znaczenie tej jednostki. Obecność sprawnie działającego i dobrego szpitala gwarantuje ludziom komfort życia i zwykłe poczucie bezpieczeństwa, jakiego na co dzień oczekujemy.

Nie jest tajemnicą, że problemy szpitala stały się osią nieustannych sporów i tarć pomiędzy Miastem a Powiatem. Te dwa samorządy są bowiem współwłaścicielami szpitala, który jest zorganizowany w formie spółki prawa handlowego. Powiat Szczecinecki jest udziałowcem większościowym posiadającym 60% udziałów, a Miasto funkcjonuje na prawach udziałowca mniejszościowego z pulą 40% udziałów.

Postępujące zadłużanie się szpitala i związane z tym problemy bieżącej płynności finansowej to oczywiście bardzo realne zagrożenie dla bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańców regionu korzystających z usług szczecineckiej lecznicy.

Oczywiście problemy szpitala nie wzięły się znikąd i mają swoje konkretne źródło.

Do głównych przyczyn ogólnej degrengolady większości (jeśli nie wszystkich) szpitali w Polsce można zaliczyć kilka zasadniczych czynników. Choć trzeba obiektywnie stwierdzić, że zapaść w systemie opieki zdrowotnej jest wynikiem długoletnich zaniedbań, które nieskrępowanie narastały przez dekady.

Wprowadzona przez PiS tzw. reforma sieci szpitali miała poprawić katastrofalną sytuację szpitali i pacjentów. Stało się jednak odwrotnie. Dostęp do świadczeń zdrowotnych stał się jeszcze trudniejszy, bo wydłużyły się kolejki do specjalistów. Finansowo szpitale też straciły, bowiem będący składową sieci, ryczałt jest mało elastyczny i nie reaguje na fakt, iż leczenie staje się z miesiąca na miesiąc droższe. PiS-owska „reforma” nie przewiduje też płacenia za nadlimity . Do tego nie przeszacowuje się procedur medycznych. NFZ - będący jedynym płatnikiem - „zwraca” szpitalom za leczenie kwoty znacząco niższe niż szpitale muszą na leczenie pacjentów wydać. Doszło do kuriozalnej sytuacji, w której szpital im więcej ludzi leczy, tym bardziej się zadłuża. Efekt ekonomiczny płatności ryczałtowej dla szpitali, które znalazły się w sieci, jest zatem dramatyczny. Do tego doszły nowe wymogi administracyjne, organizacyjne i prawne, które towarzyszą ustawie i które znacząco ograniczyły możliwość sprawnego, elastycznego zarządzania placówką. Jest zatem znacznie gorzej, niż było.

Głównym problemem dla szpitali jest jednak wciąż zła, nie przystająca do realiów wycena realizowanych przez szpitale procedur medycznych. Dopóki nie dojdzie do ich przeszacowania w górę, szpitale nie przestaną się zadłużać. W obecnej sytuacji  szpital do większości procedur dopłaca. Stawki, jakie NFZ płaci za wykonanie poszczególnych procedur, czyli po prostu za leczenie taką lub inna metodą konkretnego pacjenta, są stawkami sprzed kilku lat. W tym czasie koszty leczenia, czyli wykonywania procedur niebagatelnie wzrosły. To pogłębia spiralę zadłużenia. Jedną z głównych przyczyn gwałtownego wzrostu kosztów leczenia jest gigantyczny wzrost koszów pracy. Uwarunkowania rynku pracy nie są dla szpitali-pracodawców korzystne. Płace lekarzy specjalistów oraz pozostałego personelu medycznego już teraz w wielu jednostkach stanowią dominującą część wydatków ogółem, często przekraczając poziom 80% wszystkich kosztów, jakie jednostka ponosi na swoje utrzymanie, co nieubłagalnie prowadzi do katastrofy. W wielu szpitalach ponad 90% przychodów (czyli pieniędzy uzyskiwanych z NFZ) idzie na płace. Dzieje się tak, gdyż szpitale muszą ostro rywalizować ze sobą o lekarzy, którzy oczywiście na tym korzystają. Trudno im się dziwić. Popyt na ich usługi znacznie przewyższa podaż. Lekarzy jest po prostu zbyt mało. Szacuje się, że w Polsce na tę chwilę brakuje ok. 60-70 tyś. lekarzy!

Teraz, wraz z podniesieniem od stycznia płacy minimalnej, szpitale będą miały się jeszcze gorzej. Wzrosną bowiem koszty wynagrodzeń niemedycznych kadr szpitali: sprzątaczek, salowych, obsługi technicznej, placowych etc. W każdym szpitalu stanowią oni ok. 10 % ogółu pracowników. Z kolei podniesienie wynagrodzeń spowoduje spłaszczenie siatki płac, a w konsekwencji roszczenia kolejnych grup pracowników. Tak już się zresztą dzieje. Automatycznie wzrosną też siłą rzeczy koszty kupowania przez szpitale usług zewnętrznych. Jak dorzucimy do tego uwolnienie zamrożonych do tej pory cen energii (między innymi dla szpitali), olbrzymi wzrost kosztów wywozu i utylizacji odpadów (również medycznych), to perspektywy funkcjonowania szpitali zdają się być niezwykle ponure.

Od kilku lat tempo, w jakim degeneruje się system opieki zdrowotnej zatrważająco przyśpiesza.

Obecnie Polska przeznacza na ochronę zdrowia jedynie 4,86% swojego PKB, co plasuje nas na samym końcu europejskiej średniej. Kraje Europy Zachodniej wydają na ten cel od 8 do 12% PKB. Absolutnym liderem jest Francja, która wydaje na ochronę zdrowia swoich obywateli 11.5 % PKB, wysoko są też Niemcy – 11.5% i Szwecja 11.0 %.

Projekt budżetu na 2020 rok zakłada podniesienie nakładów na ochronę zdrowia do 5,03 % PKB, co w liczbach bezwzględnych przełoży się na kwotę 109 mld zł (ok. 25,5 mld euro) jakie rządzący zamierzają przeznaczyć na leczenie Polaków. W tym samym czasie Niemcy wydadzą na ochronę zdrowia ok. 352 mld euro!

Aby jednak system był w miarę wydolny, już teraz ta wartość powinna wynosić ponad 6,00 %. Wskaźnik ten jednak rząd PiS-u zamierza osiągnąć dopiero w 2024 r. jakby zupełnie zapominając, że w międzyczasie koszty utrzymania całego systemu również znacznie wzrosną!

Do tego rządzący, mówiąc o nakładach rzędu 5,03%, odnoszą to do dochodów budżetu sprzed 2 lat, co jest jawnym oszustwem.

Gdy w 2015 roku PiS obejmował władzę, łączny dług wszystkich szpitali powiatowych, których jest ponad 240 w całym kraju sięgał 1,2 mld zł. Na koniec 2019 jest o prawie 50 % wyższy i wynosi ponad 1,8 mld zł . Dziewięć na dziesięć szpitali powiatowych w Polsce jest głęboko zadłużonych. Dług wszystkich szpitali również specjalistycznych i klinicznych oraz centrów medycznych to już ponad  14 mld zł.

W tym czasie rządzący, zamiast starać się poprawić kondycję szpitali powiatowych, będących najbliżej utraty płynności finansowej, decydują się aby przeznaczyć 2 mld zł na dofinansowanie mediów publicznych, a głównie TVP stanowiącej kluczowy ośrodek PiS-owskiej propagandy. Za te 2 mld zł TVP będzie przekonywać Polaków, że rzekome problemy opieki zdrowotnej to temat wymyślony przez opozycję.

Rząd przeznaczy w tym roku więcej pieniędzy na utrzymanie Kancelarii Premiera, niż na walkę z rakiem!

System się wali, a na poprawę się nie zanosi.

Ale jak w tej beznadziei odnajduje się nasz Szczecinecki Szpital? Odpowiedź nie napawa optymizmem, albowiem szpital ma się marnie.

Obecnie, każdego miesiąca szpital generuje ok. 1 mln złotych straty. Jeszcze kilka lat temu nie było tak źle. Można nawet powiedzieć, że były lata, w których było całkiem dobrze.

Przed 2014 rokiem szpitalna spółka generowała dodatni wynik finansowy. W roku 2013 udało się nawet wypracować zysk w wysokości 2,1 mln złotych. Pierwsza strata pojawiła się na koniec 2014 roku – 0,5 mln zł. Rok 2015 zamknięto stratą w wysokości 1 mln zł. W kolejnych latach było już znacznie gorzej: 2016 r. - strata 2,7 mln zł, 2017 r. – strata na poziomie 5,9 mln zł, 2018 r. – 9,5 mln zł na minusie.

Nie mamy jeszcze sprawozdania finansowego za 2019 rok, ale można śmiało oczekiwać straty dwuliczbowej.

Państwo nie potrafi zagwarantować warunków do bezpiecznego funkcjonowania szpitali. W niedofinansowanym systemie opieki zdrowotnej panuje chaos.

Dlatego też znaczna część samorządów w Polsce decyduje się na wyręczenie Państwa w obszarze, w którym ono zawodzi. Często finansują działalność swoich deficytowych szpitali. Tak jest również w Szczecinku. Przez lata Powiat i Miasto zgodnie współpracowały dokładając do szpitalnej spółki jeśli wymagała tego sytuacja.

Obecnie skala koniecznych dopłat do coraz bardziej zadłużonego szpitala stała się heroicznym wyzwaniem. Jedyną szansą na utrzymanie placówki wydaje się być dalsze, konsekwentne wsparcie ze strony obu samorządów. Głównie finansowe.

Problem w tym, iż działania Starosty Lisa uniemożliwiają obecnie jakąkolwiek współpracę między właścicielami. Panu Staroście na porozumieniu z Miastem zdaje się kompletnie nie zależeć. Podejmowanymi działaniami robi wiele, aby „wypchnąć” Miasto ze Spółki. Co ciekawe, robi to mając z pewnością świadomość, że Powiatu nie stać na finansowanie działalności szpitala w pojedynkę. W pojedynkę nie będzie mógł też rozpocząć koniecznego procesu restrukturyzacji szpitala.

Niweczy się w ten sposób dobrą politykę w zakresie  prowadzenia szpitala, który przez lata stał się jedną z wizytówek miasta i powiatu.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że Pan Starosta zachowuje się jakby szpital był jego prywatną własnością. Uwikłał go w polityczną rozgrywkę, wykorzystując uprzywilejowaną pozycję Powiatu w spółce do tego, aby całkowicie ignorować głos Miasta, sprowadzając miejski samorząd do roli bezwarunkowego płatnika na zasadzie „Milcz i płać”.

Bez konsultacji i uzgodnień z Miastem podejmuje wszystkie strategiczne decyzje dotyczące szpitalnej spółki. Na przestrzeni paru miesięcy, nie uzgadniając kandydatur z Burmistrzem Szczecinka, zmieniono w Szpitalu już dwóch prezesów. Rekomenduje się pozyskanie zewnętrznych źródeł finansowania dla spółki, co do których również nie ma aprobaty ze strony wspólnika, czyli Miasta. Jednocześnie Powiat do tej pory nie zaproponował choćby „umorzenia” udzielonej Szpitalowi pożyczki w wysokości 1 mln zł.  Podobnie jak w przypadku Miasta mogłoby to polegać na objęciu udziałów w Spółce.

Odrzuca się również propozycję aneksowania umowy spółki, jaką przedłożyło Miasto w zakresie szczegółowych mechanizmów podejmowania decyzji przez Zgromadzenie Wspólników. Obecna umowa spółki tworzy sporą asymetrię pomiędzy wspólnikami. Proponowane przez Burmistrza Raka zmiany skutkowałyby tym, że głos Miasta nie mógłby już być przez większościowego wspólnika pomijany. Dzięki temu Miasto odzyskałoby możliwość realnego wpływu na spółkę, w której ma 40% udziałów i odzyskałoby delegację do dalszego dopłacania do szpitala z miejskich środków.

Starosta Lis odrzucił również kolejną racjonalną propozycję ratowania szpitala, z jaką wyszedł Burmistrz Rak. Miałaby ona polegać na tym, że część udziałów w Spółce obejmą pozostałe gminy z terenu powiatu: Borne Sulinowo, Barwice, Grzmiąca, Gmina Wiejska, Biały Bór. Przypomnę, że w trzech z tych gmin rządzą właśnie „Ludzie Starosty” będący członkami jego Porozumienia Samorządowego.

Wówczas Spółka zostałaby dokapitalizowana, a szpital przestałby być powiatowym tylko z nazwy. Takie rozwiązanie zapewniłoby trwały mechanizm wsparcia finansowego dla szpitala.

Można też odnieść wrażenie, że Pan Starosta wykorzystuje swoją uprzywilejowaną pozycję, aby pozbyć się ze szpitala swoich politycznych adwersarzy. W lipcu 2019 r. rozwiązano kontrakt na prowadzenie „chirurgii jednego dnia” z NZOZ Doktor, w którym pracował były Burmistrz Jerzy Hardie-Douglas. Pod koniec roku wypowiedziano tej samej firmie umowę na prowadzenie poradni onkologicznej. Tym samym doprowadzono do sytuacji, w której w Szpitalu za chwilę może nie być żadnego chirurga onkologa, bo już wcześniej odszedł drugi z lekarzy z tą specjalizacją.

Rozwiązano również kontrakt z Panem Pawłem Szycko na prowadzenie badań USG na rzecz szpitala i poradni specjalistycznych. Rozwiązano umowę, mimo że lekarzy potrafiących wykonywać dobrze USG jest jak na lekarstwo. Lekarze szpitalni zmuszeni są więc zlecać znacznie droższe badania tomografii komputerowej. Oczywistą retorsją rozwiązania umowy z dr Szycko było wypowiedzenie Szpitalowi przez PODIMED umowy na prowadzenie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Teraz te świadczenia będą musiały wrócić do szpitala. Bez „Podimedu” zabezpieczenie lekarzy do Nocnej Opieki jest de facto niemożliwe. Od marca zacznie się szturm na i tak obciążony szpitalny SOR, a po niezbyt długim czasie NFZ wypowie szpitalowi umowę, bowiem szpitale w sieci muszą zapewnić nocną i świąteczną opiekę medyczną i nie może się ona odbywać w SOR. Kwadratura koła.

Najprawdopodobniej na najbliższym posiedzeniu Rady Nadzorczej szpitala zdominowanej przez przedstawicieli większościowego udziałowca dojdzie do zmian w strukturze zarządu spółki. Zarząd spółki będzie miał się składać z prezesa i drugiego członka zarządu. Tym z automatu ma zostać dyrektor medyczny szpitala. Funkcję tę obecnie pełni Pan Marek Ogrodziński. Wydawać by się mogło zatem, że skoro Pan Ogrodziński jako radny KO w Radzie Miasta jest kojarzony z ratuszem, to krok ten jest krokiem w kierunku „równouprawnienia” wspólników. Nic bardziej mylnego.

To celowy zabieg, który ma zmusić Pana Marka Ogrodzińskiego do rezygnacji z pracy w szpitalu. Dr Ogrodziński w świetle obecnych przepisów, aby dalej pracować, musiałby zrezygnować z prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej i mandatu radnego. Na to Pan Ogrodziński raczej się nie zdecyduje, o czym Starosta doskonale wie.

Te zmiany, to też narzucane z góry przez Powiat rozwiązanie, które ma tak naprawdę jeszcze bardziej upolitycznić zarządzanie szpitalem przez większościowego właściciela, jakim jest Powiat Szczecinecki.

Wszystko zatem wskazuje na to, że nie prędko doczekamy się końca politycznej krucjaty Pana Starosty i deeskalacji konfliktu na linii obu właścicieli.

Do czasu, kiedy Pan Starosta będzie konsekwentnie „gasił pożar benzyną”, musimy liczyć się z tym, że nadal będziemy „zakładnikami” tej chorej sytuacji.

Jakub Hardie-Douglas