Przestańcie pleść głupoty
- Blogi
- Felietony

Dzisiaj odpowiedzialność za swoje słowa jest zerowa. Można powiedzieć wszystko, można wszystko obiecać nie oglądając się na skutki. Gdy walczy się o władzę łatwo przychodzi snucie miraży, gdy jednak władzę się zdobędzie i nadchodzi czas realizacji obietnic, jeszcze łatwiej o nich się zapomina. Łatwo też przychodzi interpretowanie swoich poprzednich wypowiedzi w taki sposób, by można było wysnuć z nich inny wniosek niż pierwotnie. Powiedzenie, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, sprawdza się w tych przypadkach w stu procentach.
Oto władza zapowiedziała, że reformuje sądownictwo, by przywrócić je społeczeństwu. Sprawa suwalska jest dobitnym przykładem tego, jak władza traktuje sprawiedliwość. Gwoli przypomnienia, chodzi mi o sprawę tych osób, które zostały obwinione o zakłócanie porządku podczas wystawy poświęconej pamięci gen. Wł. Andersa. Nie jest ważne ile było tych osób, bo każda z nich jest członkiem społeczeństwa. Wszyscy stanęli przed sądem i wszyscy zostali uniewinnieni. Społeczeństwo poczuło, więc rękę sprawiedliwości. Społeczeństwo tak, ale nie władza. Dlatego też władza złożyła apelację.
Nie chcę wnikać w kwestię, kto sądził w II instancji i z jakich przyczyn doszło do uchylenia wyroku, bo nie o to tym razem chodzi. Ponownie w I instancji zapadł wyrok uniewinniający i ponownie władza nie jest z niego zadowolona.
By nie było żadnej wątpliwości. Nie zabraniam nikomu składania apelacji. W Polsce obowiązuje dwuinstancyjność i każdy może się odwoływać od wyroku. Tylko jeżeli czyni to władza, która jednocześnie twierdzi, że sądy mają służyć społeczeństwu to rodzi się pytanie któremu? Temu, co myśli odmiennie niż władza czy tylko tym, co tę władzę popierają. Jeżeli sądy dwukrotnie uniewinniają członków naszej społeczności, to rządzący w myśl zasad, które formułują tłumacząc potrzebę zmian w sądownictwie, powinni ten wyrok przyjąć i zamilknąć.
A oto władza uznała, że praca w niedziele to rzeczywiście problem, gdyż dzień ten należy poświęcić rodzinie, kościołowi, odpoczynkowi. Trwa burzliwa dyskusja czy należy pracować w niedziele czy też nie. Jednocześnie zabrali publicznie głos marszałek senatu Karczewski, minister zdrowia Radziwiłł piętnując rezydentów, że śmią głosić, że nie będą pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo. Z tych młodych ludzi robi się pazernych osobników, którzy kierują się w pracy tylko mamoną. Przypomina się im przysięgę Hipokratesa i pracę tylko dla idei.
No to ja się pytam jak to jest. Niedziela dla jednych ma być dniem świętym i rodzinnym, a dla innych dniem pracy dla idei? Lekarz to zawód szczególny. Pamiętam z czasów studiów, że w klubach studenckich, na rajdach i różnych imprezach, spotykałem studentów wszystkich uczelni oprócz Akademii Medycznej. Oni ciągle się uczyli. Po studiach czekała ich dalsza nauka przy robieniu specjalizacji, a potem już tylko dokształcanie związane z postępem wiedzy medycznej. Nie jest niczym nadzwyczajnym, że chcą zarabiać adekwatnie do swojej wiedzy i tego co robią. Tymczasem by mogli godnie żyć, zmusza się ich do pracy po 20 godzin na dobę.
Więc pytam, czy lekarze nie mają rodzin, czy nie mają prawa spędzić wolnego czasu ze swoimi bliskimi i czym różni się ich rodzina od tej, której potrzeby wysuwa się na pierwszy plan w uzasadnieniu zamykania sklepów w niedzielę?
A oto pan prezydent podjął inicjatywę ustawodawczą i opracował dwa projekty ustaw. Trafiły one do sejmu, ale nie spodobały się partii rządzącej. Nie zaczęto jednak nad nimi pracy, tylko jeden z posłów „bez żadnego trybu” rozpoczął negocjacje z Prezydentem co do treści ustaw. Jak to wytłumaczono? Potrzebą uzgodnienia wzajemnych stanowisk.
Więc pytam, gdzie uzgadnia się projekty ustaw złożonych w sejmie, jak nie w sejmie właśnie. Drugie tłumaczenie to takie, że projekt zostanie poddany pod dyskusję, jak zostanie uzgodniony między Prezydentem a PiS. To o czym będzie ta dyskusja, jak dwaj Panowie uzgodnili już wszystko i jak uczy nas dwuletnia historia, od takich uzgodnień nie ma odstępstwa. Dwaj Panowie na swoich tajemniczych spotkaniach decydują o zasadach, wręcz podwalinach demokratycznych Państwa i to się nazywa demokracja. Gdzie udział organizacji społecznych, instytucji sądowych czy chociażby opozycji. Kto dał mandat zwykłemu posłowi do reprezentowania całego sejmu?
Nikt z rządzących w tej i wcześniej opisanych sprawach nawet się nie zająknął, że nie mają racji, że ich wypowiedzi stoją w sprzeczności z tym co robią. Plotą trzy po trzy i są z siebie zadowoleni, a część społeczeństwa przyjmuje te wypowiedzi bez żadnej refleksji.
I jeszcze dwie ostatnie sprawy, które wydarzyły się ostatnio. Śmierć Piotra Sz. i Marsz Niepodległości w Warszawie. Samospalenie Piotra Sz. to protest przeciwko obecnej władzy, ale jednocześnie apel do społeczeństwa by się obudziło. Według rządzących Piotr Sz. to ofiara manipulacji opozycji i TVN. Ile trzeba mieć w sobie złej woli, by tak publicznie komentować tę śmierć. Ile trzeba mieć zadufania w sobie i nikczemności, by takie słowa wypowiadać. Obrażają one pamięć Piotra, Sz. ale i obrażają słuchaczy. Czy ci, co te wypowiedzi głoszą zakładają, że my jako członkowie społeczeństwa nie potrafimy samodzielnie myśleć i wyciągać wniosków. Czy wierzą, że nie umiemy ocenić tego, co się wokół nas dzieje. Niech rządzący nie oceniają wszystkich miarą widzów TVP i TVP Info.
Natomiast jeżeli chodzi o Marsz Niepodległości to tłumaczenie, że ci co głosili hasła nacjonalistyczne to margines, jest już szczytem hipokryzji. Dopiero, gdy cały świat skrytykował ten marsz, zaczęto mówić o grupie nic nieznaczących uczestników i to z pewnością prowokatorów. Panie Ministrze Błaszczak, jeżeli policja taką grupkę faszyzujących uczestników dopuściła do udziału w marszu to świadczy o tym, że policja nie ma rozeznania, co dzieje się w Polsce. Tego typu grupy powinny być objęte rozpracowaniem. Ktoś przecież musiał przygotować transparenty i to nie małych rozmiarów. Ktoś przeznaczył na to pieniądze, ktoś zakupił setki rac i petard. A Pana podwładni nic o tym nie wiedzieli? To jest kompromitacja takich służb.
Przedstawiciele władzy mówią, że nie należy tej grupki ludzi utożsamiać z 60 tysiącami uczestników marszu. To ja się pytam. A jak Pan Prezes z posłem J. Brudzińskim podsumowali uczestników marszu KOD-u? Kto się wydzierał, że to komuniści i złodzieje. Nikt wtedy nie rozgraniczał uczestników.
Jeżeli uczestnicy tego marszu niczego złego w nim nie zauważyli to trzeba być głuchym i ślepym, by nie widzieć setek czerwonych rac, by nie słyszeć huku petard i wydzierających się setek a może i więcej gardeł głoszących hasła nienawiści, które zawierały też słowa wulgarne. Te słowa nie raziły jednak Marszałka Karczewskiego.
Gdy to się to wszystko ogląda i słucha to robi się niedobrze, by nie powiedzieć brutalniej. Lepiej więc może by czasami politycy zamilkli, niż by się kusili o jakiekolwiek komentarze.
Mirosław Wacławski
Foto: Chris Niedenthal /Newsweek