Nie dziwi nic
- Blogi
- Felietony

Nowe rozdanie w Sejmie, mimo szumnych deklaracji o wzajemnym szacunku, nic praktycznie nie zmieniło. Już pierwsze głosowania pokazały, że wytyczona wcześniej ścieżka jest nadal aktualna. Nocny maraton, unieważnienie głosowania to stare zwyczaje, które zostały przeniesione i do tej kadencji Sejmu. Nie zmieniło się też nic w retoryce rządzących. My mamy rację i tylko my - to sztandarowe przesłanie władzy. Może tylko nie szermuje się tak słowem suweren, bo ten okazał się niewdzięcznym głosując jednak w większości na ugrupowania opozycyjne. Nie z takimi jednak problemami spotykali się politycy, by nie można było wytłumaczyć i takiej sytuacji.
Jak pokrętne potrafią być słowa polityków, pokazuje orzeczenie TSUE w sprawie KRS. Fakt, że Trybunał nie wypowiedział się jednoznacznie spowodował, że każda ze stron sporu w samym orzeczeniu znajduje tylko to co jest dla niej wygodne. Tymczasem prawda jest bardzo prosta. Trybunał orzekł, że sprawę powinien zbadać SN, ale oceny ma dokonać według co najmniej pięciu kryteriów, które Trybunał wyraźnie określił i wskazał. Piszę o co najmniej pięciu kryteriach, bo SN musi tych pięć zasad wskazanych przez Trybunał uwzględnić, ale może wprowadzić jeszcze kolejne. Nie ma więc żadnej totalnej porażki skarżących tylko uznanie, że właściwym podmiotem do zbadania sprawy jest SN, ale rozpoznający sprawę według ustaleń określonych przez Trybunał. Oto cała tajemnica tego orzeczenia.
Natomiast takie rozstrzygnięcie stwarza kolejny problem, na ile rozstrzygnięcie SN stanie się wiążące dla rządzących? Jeżeli jeszcze przed wydaniem orzeczenia przez Trybunał rządzący publicznie rozważali jego ewentualne wykonanie, to jak odniosą się do orzeczenia SN. Władza nie uznała za stosowne wykonanie wyroku NSA w sprawie ujawnienia list poparcia kandydatów do KRS, nie uznała wcześniej orzeczenia TK w sprawie wyboru sędziów do tego Trybunału, czy uzna więc orzeczenie SN jeżeli dla rządzących będzie niekorzystne.
Już dziś mamy sygnały, że mogą być z tym problemy. Sędzia, który uznał za zasadne badanie nieprawidłowości obsadzenia składu orzekającego, który wydał zaskarżony wyrok, odwołany został z delegacji, a wiceminister sprawiedliwości publicznie zastanawiał się, czy takie zachowanie nie zasługuje na postępowanie dyscyplinarne.
Warto jednak by ci którzy tak krytykują tego sędziego zapoznali się z art. 401 kpc, który brzmi tak: można żądać wznowienia postępowania z powodu nieważności:
1/ jeżeli w składzie sądu uczestniczyła osoba nieuprawniona albo jeżeli orzekł sędzia wyłączony z mocy ustawy.
To, że sędzia orzekający otrzymał nominację sędziowską od Prezydenta, nie jest samo w sobie dowodem na to, że jest prawidłowo umocowany do orzekania. Prezydent nie bada słuszności wyboru sędziego przez KRS. Ponadto problemem jest to, czy KRS jest prawidłowo umocowany do przedstawienia kandydatury danej osoby dla Prezydenta do nominacji sędziowskiej. Dlatego też słuszne wydaje się stanowisko sędziego sądu odwoławczego, który postanowił zbadać legitymację sądu I instancji do orzekania w badanej sprawie.
Ta sytuacja obrazuje jednak, w którym miejscu znajduje się nasze sądownictwo. Tu już nie chodzi o spory polityków, o to jakie są relacje na linii sąd czy też sędziowie a rządzący. Tu chodzi o wszystkich obywateli.
Ten kto ma sprawę w sądzie, dzisiaj nie może mieć żadnej pewności, że rozstrzygnięcie które zapadnie nie będzie wzruszone wskutek wznowienia postępowania w oparciu o wskazany przeze mnie przepis. Podobnie może być w sprawach karnych.
Odziedziczyliście państwo spadek na mocy testamentu uznanego przez sąd, zasiedzieliście państwo nieruchomość, wygraliście państwo sprawę o zapłatę. Dzisiaj tak, a co będzie jutro nawet, jak ten wyrok stanie się prawomocny?
Taką rzeczywistość zgotowali nam rządzący, którzy nie widzą w tym żadnego problemu a sygnalizowanie tych nieprawidłowości nazywają anarchią.
Trawestując słowa znanej piosenki „jaka władza, takie prawo - nie dziwi nic".
Mirosław Wacławski
Foto: shutterstock