Krótka rozprawa między Panem, Wójtem a Plebanem
- Blogi
- Felietony

Proszę mi uwierzyć, że ten felieton postanowiłem napisać po naprawdę długim zastanowieniu i wahaniach. Bo temat jest trudny i można być źle zrozumianym. Nie jestem antyklerykałem i nie mam misji zwalczania Kościoła. Jednak czasami mam po prostu dosyć.
Szczecin - poniedziałek 16 grudnia br. NFOŚ (Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska - agenda rządowa podległa Ministerstwu Środowiska) organizuje konferencję poświęconą OZE (odnawialnym źródłom energii). To preludium przed zamachem na samorządowy WFOŚ (Wojewódzki Fundusz podległy Marszałkowi). Jednak nie o „zamachu” chciałem pisać, jeszcze zdążę. Na konferencji miało być o środkach unijnych i o możliwościach pozyskiwania finansowania pieniędzy na OZE przez samorządy, więc frekwencja duża. Tylko wszyscy dziwią się skąd wybór miejsca spotkania – Wydział Teologii Uniwersytetu Szczecińskiego(?). No cóż. Widać tam sala była wolna.
Jednak może wybór miejsca spotkania ma jednak inny podtekst, bowiem konferencja zaczyna się... wystąpieniem Biskupa. Dość długa homilia i „poświęcenie” spotkania. A potem? Biskup prosi, aby wstać. A teraz wszyscy pomodlimy się! Wiele osób czuje autentyczne zażenowanie. Przecież nie przyjechali tu modlić się.
W ostatnich tygodniach stałem się celem może nie ataku, ale krytyki ze strony tzw. „katolickich mediów”. Poszło o zagwarantowanie w budżecie miasta wsparcia finansowego dla par starających się o zapłodnienie in vitro oraz o zaproszenie na „Materiafest” Adama „Nergala” Darskiego i Jego kapeli Behemoth. Padły zarzuty o niewłaściwe wykorzystywanie pieniędzy publicznych w celu promowania działań sprzecznych z nauką Kościoła i szerzenie satanizmu.
No cóż. Jak zaznaczyłem temat trudny. Zacznę od in vitro.
Procedury in vitro są uznaną metodą leczenia niepłodności. Jest to metoda „ostatniej szansy” dla wielu par wcześniej leczonych innymi metodami, a chcących mieć własne biologiczne dzieci. Par niemogących się ich doczekać w drodze naturalnego zapłodnienia. To, jakim nieszczęściem jest dla wielu rodzin niemożność posiadania własnych dzieci, wiedzą przede wszystkim ci, których ten problem dotyka. Nasłuchałem się w ostatnich latach wielu argumentów przeciw in vitro i muszę powiedzieć, że większość z nich, a właściwie wszystkie, są delikatnie mówiąc bezsensowne. Żeby nie powiedzieć, iż sprowadzają nas do czasów średniowiecza. Najlepszy jest ten o rodzeniu się spłodzonych tą metodą dzieci - dziwolągów z bruzdą na czole. Ksiądz - redaktor „Gościa Niedzielnego” przepytujący mnie na okoliczność wydawania pieniędzy publicznych na procedury medyczne nieakceptowane przez Kościół, starał się wdać ze mną w polemikę dotyczącą tego, czy in vitro jest rzeczywiście metodą leczenia bezpłodności. Moim zdaniem jest, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To akademicka dyskusja. Intencją uchwały Rady Miasta jest pomaganie parom bezskutecznie starającym się o dziecko. Pomagania naszym mieszkańcom dotarcia do upragnionego celu. Co w tym złego? Że to niby nienaturalne, bo naturalne jest tylko zapłodnienie w ciele matki? A czy naturalne jest zastępowanie obciętej nogi protezą? To rozumowanie typu: Gdyby Bóg chciał, aby człowiek, który stracił kończynę miał ją nadal, pozwoliłby, aby mu odrosła. Skoro nie odrasta to nie należy w prawo Boże ingerować. Kulawy powinien skakać na jednej nodze.
Od kilku lat organizujemy w Szczecinku Materiafest. To ukłon w stronę naszej „Materii”, szczecineckiej kapeli heavy metalowej, która dzięki konsekwencji i ciężkiej pracy odniosła swoisty sukces i jest rozpoznawalna w „swojej kategorii muzycznej” w Polsce. Jeśli coś już organizujemy, to staramy się, aby do Szczecinka przyjechali najlepsi. Na Art-Piknik wybitni jazzmani, na Disco-Polo najbardziej rozpoznawalne grupy z tego nurtu, a na Materiafest najlepsi heavy metalowcy. Zaprosiliśmy, więc (zresztą specjalnie nie licząc na to, że się zgodzą), grupę Behemoth. Na koncerty Behemotha przychodzą tysiące entuzjastów tej muzyki. Ja za death/black metalem nie przepadam. Muzyka mroczna, teksty prowokacyjne, a scenografia niezbyt mi odpowiadająca. Jednak Behemoth to numer jeden. Jedyny polski zespół, który „przebił się” za granicą. Lider zespołu, Nergal, przyznaje, że jego twórczość ma charakter antychrześcijański. W trakcie występów zespół wykorzystuje rekwizyty okultystyczne, posługuje się jakimiś symbolami pogańskimi itd., itd. Wiem, że to wszystko może razić osoby wierzące, ale przecież… nikt nie każe słuchać i oglądać Behemotha, a już tym bardziej kupować na ich występy biletów (koncert w Szczecinku ma być „biletowany”!). Gdybyśmy tak podchodzili do rzeczy, balibyśmy się urażenia cudzych uczuć, to nie wolno by w Polsce wydawać Harry Pottera, oglądać takich filmów jak „Dziecko Rosemary”, „Omen”, „Egzorcysta” albo „Dziewiąte wrota”. Musielibyśmy zakazać urządzania, co roku w kinie „Wolność" nocy horrorów itp.
Publiczne pieniądze wg „Gościa Niedzielnego” wydawane są nieprawidłowo, bo na przedsięwzięcia niezgodne z nauką Kościoła, a przecież środki wg „Gościa” pochodzą m.in. z podatków katolików. To fakt. Jednak remont dachu kościoła, festyny parafialne, festiwale kolęd i wielu innych imprez organizowanych przez kościół lub stowarzyszenia katolickie, mają też wsparcie z pieniędzy budżetu miasta, a na te składają się również podatki od niewierzących lub wyznawców innych religii.
Jestem zwolennikiem rozdziału Kościoła od państwa.
Polska Konstytucja nie wprowadza (jak np. francuska, czy dzięki tzw. I-szej poprawce amerykańska) zasady „świeckości” państwa, natomiast potwierdza jego bezstronność w sprawach światopoglądowych i religijnych.
Art. 25 ust. 2 Konstytucji RP, mówi: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę wyrażania ich w życiu publicznym”.
Myślę, że ustawodawca chciał, aby ten zapis chronił zarówno dyskryminowanych w PRL-u katolików, jak i Żydów, protestantów, ale również agnostyków. Przynajmniej ja tak zapis naszej Konstytucji rozumiem.
Kościół odegrał olbrzymią rolę w odzyskiwaniu suwerenności Polski i likwidacji komuny. I chwała mu za to. Jestem dozgonnie wdzięczny. Jednak „wahadełko” za bardzo przesuwa się w drugą stronę. Kościół powinien być wyznacznikiem moralnym dla wszystkich, którzy chcą jego głosu słuchać. Ja to szanuję. Jednak Kościół powinien też szanować zdanie tych, którzy nauk Kościoła słuchać nie chcą. Bo tolerancja jest tym, czego domagaliśmy się przez czterdzieści pięć lat powojennego zniewolenia i co jak mi się dotychczas może naiwnie wydawało, w końcu uzyskaliśmy.
Zostałem burmistrzem dzięki głosom mieszkańców Szczecinka, którzy w zdecydowanej większości deklarują, iż są praktykującymi katolikami. Doskonale to wiem. Staram się mieć jak najlepsze stosunki z naszymi parafiami, czy Kurią Biskupią. Jednak Polska i Szczecinek to nie tylko katolicy. Powinniśmy o tym pamiętać. Jestem też burmistrzem niewierzących, Żydów, prawosławnych, ewangelików, gejów, lesbijek, ludzi o przekonaniach lewicowych. I póki jeszcze jestem Burmistrzem, nie pozwolę by cenzurę komunistyczną zastąpiła cenzura kościelna.
Jerzy Hardie-Douglas
Foto: shutterstock