W Polsce wszyscy znają się na wszystkim.

  • Blogi
  • Felietony
MIrosław Wacławski / 21.02.2014 / Komentarze
Obrazek użytkownika MIrosław Wacławski
Szczególnie znają się na medycynie i prawie. Jak tylko zdarzy się jakiekolwiek nieszczęście, które bulwersuje naszą społeczność, zaraz pojawiają się mądrzy

W Polsce wszyscy znają się na wszystkim.

Szczególnie znają się na medycynie i prawie. Jak tylko zdarzy się jakiekolwiek nieszczęście, które bulwersuje naszą społeczność, zaraz pojawiają się mądrzy, wszystkowiedzący politycy, komentatorzy i dziennikarze, którzy aż do znudzenia wałkują temat, rozbierają go na czynniki pierwsze, a w swoich wypowiedziach podkreślają, iż tylko ich propozycja czy rozwiązanie jest najlepsze, a gdyby ich słuchano, to już wcześniej można było je wprowadzić i zapobiec nieszczęściu.

Nieważne, że wypowiadający się nie ma zielonego pojęcia o tym co mówi, że przeinacza fakty czy też że ich tak naprawdę nie zna. Czynią tak wszyscy, bez żadnego zahamowania, od szczebla gminnego do centralnego.

Słuchając wywodów prawnych tych pseudo specjalistów, dochodzę czasami do przekonania, że niepotrzebnie poświęciłem ileś tam lat na studiowanie prawa, a potem na aplikację, kiedy wystarczyło obejrzeć kilka programów z sędzią Anną Marią Wesołowską, W11 itp. i posiąść wiedzę wystarczającą do wypowiadania autorytatywnie swoich sądów.

Że programy tego typu nie mają nic wspólnego z rzeczywistością i tworzą jej fałszywy obraz, to nie jest już ważne.

Podobnie się ma z wypowiedziami polityków, którzy są z wykształcenia prawnikami. Osoby takie w swoich wypowiedziach nie kierują się literą prawa, a swoimi osobistymi lub partyjnymi celami. Fakt że ukończyli prawo, służy im jedynie do uwiarygodnienia tego co plotą w środkach masowego przekazu czy z trybun.

Nie bez winy jest Pan Premier który uznał, że wymiarem sprawiedliwości może kierować filozof a nie prawnik. Trudno potem się dziwić, że z ust szefa tego resortu padają słowa o wyższości ducha prawa nad literą. Gdyby Pan Minister wiedział co jest napisane w kodeksach, to zamiast odwoływania się do dosyć wątpliwych rozwiązań, mógłby powołać się np. na art. 5kc który mówi o rozstrzyganiu spraw z uwzględnieniem zasad współżycia społecznego. No ale tutaj to trzeba jednak znać już prawo.

Do białej gorączki doprowadzają mnie także wywody takich osób, posługujących się jednocześnie słownictwem nieprawniczym. Rozumiem, że nie każdy musi znać dokładnie znaczenie niektórych słów czy określeń. Jeżeli jednak ktoś zabiera głos w dyskusji i uważa że jest co najmniej ekspertem w tym co mówi, to powinien przynajmniej zapoznać się z podstawowym znaczeniem tych określeń.

W dyskusjach dotyczących Mariusza T., od lewa do prawa zabierający głos mówią o błędzie przy zamianie kary śmierci na 25 pozbawienia wolności, a nie na „dożywocie”.

Prawo karne nie zna pojęcia „dożywocie”. Jest to instytucja występująca w prawie cywilnym i dotyczy najoględniej mówiąc, dożywotniego utrzymania zbywcy przez nabywcę nieruchomości.

Kodeks karny operuje natomiast pojęciem dożywotniego pozbawienia wolności. Niby różnica jest minimalna ale tak naprawdę bardzo istotna. Szczególnie jeżeli mylą pojęcia prawnicy albo osoby, które chcą uchodzić za ekspertów.

Transportując takie niuanse na grunt medycyny, moglibyśmy bowiem stwiedzieć, że chirurg oderwał kończynę a nie ją amputował. Skutek jest taki sam, ale różnica zasadnicza. Dlatego o tym piszę. Bo nie mogę już słuchać tego klekotu pseudo prawników i dziennikarzy żerujących na tragediach ludzkich.

Niech tylko zdarzy się tragedia, a zaraz pojawiają się wydania specjalne różnych programów i wypowiedzi nawołujące do zmiany prawa, najlepiej poprzez jego zaostrzenie. Zapomina się przy tym o czymś podstawowym, że prawo to przecież system, że jedne przepisy wynikają z innych, że prawo to bardzo skomplikowany system naczyń połączonych i wzajemnie się przenikających, a zmiany czynione w oderwaniu od tego systemu, tylko go zakłócają i czynią mniej wydajnym.

Ci wszyscy postulujący podwyższanie kar zapominają także, że prawo stosują sędziowie i bez względu na wysokość zagrożenia, orzekną oni zgodnie z ich oceną stanu faktycznego, przy uwzględnieniu wszelkich okoliczności obciążających i łagodzących.

Zapominają także o tym, że samo zagrożenie karą nie odstrasza sprawcy od popełnienia przestępstwa. Wynika to z dwóch okoliczności. Po pierwsze sprawca w chwili popełniania przestępstwa nie myśli o zagrożeniu za ten czyn, by gdyby myślał to by przestępstwa nie popełnił. Kierują nim inne, zależne od okoliczności pobudki. Po drugie, jeżeli sprawca myśli o odpowiedzialności za czyn, czy też ma świadomość takiej odpowiedzialności to zakłada, że tej odpowiedzialności uniknie. Bez znaczenia więc jest, czy zmienimy dolny czy górny próg zagrożenia, bo i tak nie będzie miało to wpływu na powstrzymanie potencjalnych sprawców od popełnienia przestępstw.

Wystarczy prześledzić ilość ujawnionych sprawców przestępstw dotyczących prowadzenia pojazdów mechanicznych pod wpływem alkoholu, by wyciągnąć takie wnioski. Przecież ci wszyscy sprawcy zakładali, że nie zostaną zatrzymani do kontroli.

O zmniejszeniu ilości przestępstw nie decyduje bowiem wysokość sankcji a nieuchronność kary i na tym powinni się skupić decydenci. Jeżeli bowiem sprawcy będą skutecznie ujawniani, to łamanie prawa stanie się nieopłacalne. Oczywiście wymaga to szeregu zmian w zakresie samej procedury karnej, jak i zmian personalnych, czyli zwiększeniu ilości sędziów lub odciążeniu ich od szeregu czynności, ale to już materiał na zupełnie inne rozważania.