"Szczecineckie arbuzy" czyli o paradoksach lokalnej polityki.

  • Blogi
  • Felietony
Tomasz Czuk / 11.03.2014 / Komentarze
Obrazek użytkownika Tomasz Czuk
Jednym z najbardziej trafnych określeń tak zwanych ekologów są "arbuzy". Ten z pozoru bardzo odległy znaczeniowo skrót myślowy,w genialny sposób oddaje jednak fenomen duchowej struktury tej politycznej formacji

Jednym z najbardziej trafnych określeń tak zwanych ekologów są „arbuzy”. Ten z pozoru bardzo odległy znaczeniowo skrót myślowy, w genialny sposób oddaje jednak fenomen duchowej struktury tej politycznej formacji, który najogólniej rzecz biorąc, sprowadzić można do prostej konstatacji - z wierzchu zielony, w środku czerwony. I coś w tym drodzy Państwo jest! Każdy „arbuz” bowiem pod zieloną powłoką szeroko rozumianej troski o środowisko naturalne ukrywa zazwyczaj czerwony miąższ marksistowskiej dialektyki, okraszonej jakże modnym ostatnio newageowym anturażem.

I na nic się zdadzą starania ekologów, którzy za wszelką cenę pragną w oczach opinii publicznej uchodzić za ruch społeczny, zdystansowany do politycznych awantur i niezaangażowany w ideologiczne konflikty. Prędzej czy później i tak z szafy modnie brzmiących pojęć oraz chwytliwych banałów o duchowej jedni wszechświata wypadnie marksistowski trup z twarzą ekonomicznego analfabety lub towarzysza Szmaciaka.

Bycie „arbuzem” nieuchronnie prowadzi więc do politycznego rozwolnienia jaźni, a na to węgiel niestety już nie pomoże. Nawet w naszym Szczecinku, w którym aptek dalibóg nie brakuje.

Jak bowiem racjonalnie wytłumaczyć fakt składania przez szczecineckich ekologów z SIS Terra wieńców na grobach sowieckich żołnierzy w rocznicę zdobycia Szczecinka? Na Wszystkich Świętych rozumiem, ale 28 lutego? Co ma ekologia wspólnego z obchodami, które postkomunistyczna lewica nazywa „wyzwoleniem miasta” i z których za wszelką cenę chce uczynić lokalne święto? Bez komentarza pozostawiam peerelowskie resentymenty, których przedstawiciele lewicy łakną jak kania dżdżu. To bowiem temat na dłuższą debatę, a może nawet lekarskie konsylium. Ale ekolodzy, którzy podpinają się pod postkomunistyczny „prazdnik” budzą już tylko uśmiech politowania. Czyżby rzeczywiście z politycznym poparciem było aż tak źle, że na gwałt potrzebna jest rocznicowa proteza? Czas pokaże.

Dobrze, że wybory samorządowe dopiero 16 listopada. Kolejnych okazji do składania wieńców i prężenia się przed kamerami z pewnością więc nie zabraknie. Już się o to nasz Lokalny Front Jedności Narodowej postara. Osobiście proponuję wydobyć z lamusa historii kilka zapomnianych świąt państwowych, które – jakby to błyskotliwie ujął jeden z prominentnych działaczy miejscowej lewicy – „katofaszyści” usunęli z publicznej przestrzeni. A oto kilka z nich.

  • Dzień Metalowca – 30 marca
  • Święto Kosmosu i Aeronautyki – 14 kwietnia
  • Dzień Transportowca i Drogowca – 27 kwietnia
  • Dzień Hutnika – 4 maja
  • Narodowe Święto Odrodzenia Polski – 22 lipca
  • Święto Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa – 7 października
  • Święto Ludowego Wojska Polskiego – 12 października
  • Święto Rewolucji Październikowej – 7 listopada
  • Dzień Odlewnika – pierwsza niedziela po 4 grudnia

A na deser, a jakże by inaczej - lokalne obchody powołania Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – 13 grudnia

Z internacjonalistycznym pozdrowieniem. Niech się święci!!