Studia w UK czyli (Not so) Impossible Dream
- Blogi
- Felietony

Studia w UK czyli (Not so) Impossible Dream. Część I - czyli jak to wszystko się zaczęło?
Każdy ma jakąś pasję. Przynajmniej powinien mieć, bo to właśnie pasja kształtuje światopogląd i pozwala znaleźć istotny punkt zaczepienia w życiu każdego człowieka. Uff… Ambitny wstęp. Ale do rzeczy. Od kiedy pamiętam duża część mojej egzystencji związana była z muzyką. Głównie dzięki mamie w wieku 7 lat zostałem zapisany do SM I stopnia w Szczecinku (kierunek gitara klasyczna). Mimo talentu wokalnego, nauka gry na instrumencie szła mi dość opornie. Jako, że czytanie z nut pozostawiało nikły margines do improwizacji nudziłem się okrutnie… Na szczęście godziny spędzone na rozszyfrowywaniu “muzycznych znaczków” nie poszły całkiem na marne, ponieważ gdzieś w okolicach gimnazjum, wykorzystując dotychczasowe umiejętności, zmieniłem instrument na gitarę elektryczną. Zdecydowanie był to dobry ruch. Momentalnie zostałem wcielony do szczecineckiego kolektywu istniejącego pod nazwą EDM (Element Dekoracyjny Miasta). Grupa już od dobrych 4 lat nie istnieje - ale trzy koncertowe sezony grania z chłopakami dały mi dużo radości oraz końską wręcz dawkę pewności siebie.
Wkraczając w świat szkoły średniej(pozdrawiam nauczycieli z I LO), dokonałem dość odważnego wyboru i poszedłem do “A” klasy (profil mat-fiz) równocześnie godząc się z naznaczenie statusem geek’a. Muszę jednak podkreślić, że nie byłem aż takim fanatykiem cyferek i kucyków My Little Pony (swojego czasu dość popularna bajka w tych kręgach).
Tutaj ważna sprawa. Lepiej dobrze przemyśleć wybór profilu w liceum. Zdecydowanie również polecam zastanowić się na przyszłym kierunkiem studiów i w żadnym wypadku NIE dać się zmanipulować rodzicom. Ja miałem to szczęście, że zostałem obdarzony zaufaniem jeżeli chodziło o wybór własnej ścieżki edukacyjnej (niestety nie każdy ma taki luksus). Muszę jednak przyznać, że nie byłem przekonany w 100%. Bywały momenty załamania - nawet przed samą maturą, tym bardziej, że jestem raczej słabym matematykiem.
Wracając do sedna, zaczynając liceum miałem dość jasny zarys tego co chcę robić po jego ukończeniu - chciałem zostać Inżynierem Dźwięku. Naturalnym było, że zacząłem szukać uczelni która oferuje taki kierunek… Na moją niekorzyść, w naszym kraju istnieje tylko kilka ośrodków kształcących tego typu specjalistów. Jednym z bardziej prestiżowych zaskakująco jest UAM w Poznaniu (katedra akustyki). Jest jeden problem, a raczej dwa. Pierwszy - kandydaci (a jest ich ponad 200 na 20 miejsc każdego roku) są odsiewani przez gęste sito dwustopniowego egzaminu (powtarzanie melodii głosem + dwugodzinny test muzyczny).
Drugi problem to matma. Cały pierwszy rok to matma, fizyka i odrobina języka. W kółko - do znudzenia. Niemal ZERO muzyki. Świetnie.
Po przesianiu absolutnie wszystkich informacji w sieci, zacząłem się zastanawiać jakie jeszcze mam opcje. Były okolice lutego albo marca 2012 i jako, że mój angielski osiągnął wtedy zadowalającypoziom, zacząłem myśleć o studiach za granicą… Po konsultacji z bratem zdecydowałem, że warto spróbować. Przecież niczego nie stracę, nie? W najgorszym wypadku podszkolę język i poznam nowych ludzi!
Pierwszą sporą przeszkodą do pokonania na drodze do studiowania był certyfikat językowy. W UK szeroko akceptowane są jedynie dwa jego typy (IELTS i TOEFL). Niektóre uczelnie (raczej te z końca listy) nie wymagają “certów” ale zdanie któregoś z nich pomoże Ci zdecydować (zazwyczaj dość obiektywnie) czy Twój angielski jest wystarczający. Jeszcze zanim zdecydujesz się na przygotowania do egzaminu, najlepszym testem jeżeli chodzi o rozumienie mowy (a to jest moim zdaniem najistotniejszy obszar poznawczy podczas studiów) jest “test filmowy”. Jeżeli potrafisz zrozumieć dialogi w angielskim (najlepiej brytyjskim) filmie, to jestem spokojny o Twoje umiejętności pracy z żywymi ludźmi. Jeżeli nie - nie ma co się przejmować. Ja też czasem oglądam filmy z napisami. Podcasty (audycje radiowe dostępne w internecie) też mogą pomóc. ;)
Ja swojego IELTS-a zdałem w Edynburgu w wakacje 2012. Z tego miejsca chciałbym jeszcze raz podziękować Alicji Janczi za gościnę. Sierpień to piękny czas by odwiedzić stolicę Szkocji, ponieważ odbywa się wtedy “Fringe Festival”, jeden z najbardziej kolorowych i wielokulturowych festiwali typu “performing arts” na świecie. Połączyłem przyjemne z pożytecznym. Uczyłem się intensywnie języka, lecz także zdobyłem niesamowite wspomnienia z ponad 30 wydarzeń które obejrzałem w ciągu tego magicznego miesiąca. Z nową energią zacząłem na początku września “sprint maturalny”. :)
No to by chyba było na tyle w części pierwszej. Zadawajcie pytania w komentarzach - chętnie odpowiem! Niebawem dalszy ciąg moich (i być może także Waszych przyszłych) zmagań z rekrutacją na studia za granicą. Stay tuned! :)